Podobno coraz częściej rodzice szukają odpowiedzi na pytanie, jak wychować szczęśliwe dziecko. Ja na razie skupiłam się na tym, jak wychować radosne dzieci, pozytywnie nastawione do życia i uśmiechnięte. I chyba mi się udało. Pamiętam doskonale, że zanim jeszcze zaszłam w ciążę, rozkapryszone, płaczliwe i non-stop marudzące dzieci napawały mnie przerażeniem. Dlatego już, gdy sama miałam stać się mamą, i to do tego od razu podwójną, wiedziałam, że chcę żeby moje dzieci były radosne i mało płaczliwe. Nie przesadzasz, zapytacie pewnie…
Dzieci, które nie płaczą
Oczywiście nie mówię tu o okresie niemowlęcym. Jednak od czasu buntu dwu i trzylatka przyjęłam zasadę, że płaczem i awanturą nie osiąga się niczego. Kilka razy zdarzyło mi się stać nad rozpłakanym, leżącym na ziemi dzieckiem gdzieś wśród ludzi. Ponieważ jednak wiedziałam, że nie chcę, aby dzieci terroryzowały mnie płaczem, wytrzymałam te kilka ataków histerii i teraz gorsze momenty przechodzą im nadzwyczaj szybko. W tych kwestiach mamy z Ablem takie samo podejście. Do tego należy dodać nasz aktywny tryb życia i w rezultacie mam dzieci, które wszystkie pomysły przyjmują z entuzjazmem. A co najważniejsze częściej słyszymy ich śmiech niż płacz i narzekanie. Co takiego robię? Jestem pewna, że wszystkie to rzeczy, o których Wam dzisiaj opowiem, wpływają na usposobienie moich maluchów.
Ja entuzjastka, czyli zacznij od siebie
Im jestem starsza, tym łatwiej znoszę porażki. I nie tracę entuzjazmu. Coś jest nie tak, jak bym chciała? Zagryzam zęby i idę dalej do przodu. Szkoda mi czasu na roztrząsanie tego, co nie wyszło. Wolę skupić się na małych codziennych radościach i przyjemnościach. I na planach. Na każdy wyjazd czy wycieczkę cieszę się jak dziecko. Nawet na piknik pół godziny od domu. Na wyjście z dzieciakami do teatru. Nie wspominając o dłuższych wyjazdach. I głośno o tym mówię. Planuję razem z nimi. Opowiadam, co zrobimy i jak będzie fajnie. Cieszę się każdą chwilą i chcę, żeby one także potrafiły się cieszyć drobnostkami. I kiedy coraz częściej słyszę z ich ust “tu jest fajnie”, “podoba mi się”, “było super”, serce mi podskakuje. Bo są pełne entuzjazmu i cieszy je tak samo wyjście do parku jak wycieczka nad morze czy wyjazd w góry.
Staram się postawić na miejscu dziecka
Pamiętam różne pragnienia i rzeczy, które mnie cieszyły w dzieciństwie. I staram się dawać im te małe przyjemności. Pyjamas party? Proszę bardzo. Jestem w stanie zaprosić kilkoro dzieci na noc. Piątkowe wieczory na luzie, skakanie w kałużach, kąpiele w zimnym jeziorze lub jeszcze bardziej zimnym morzu. To wszystko wprawia moje dzieci w dobry nastrój, mnie nic nie kosztuje. Małe pragnienia, które łatwo można spełnić. Jedyne, co nie wchodzi w grę to życzenia związane z kupowaniem. Do minimum ograniczamy kupowanie zabawek – tylko urodziny i Gwiazdka. Z małym wyjątkiem. Rzecz, którą dopuszczamy w dużych ilościach to książki.
Daję im wybór
To nie jest mój wymysł, gdzieś to przeczytałam i wiem, że działa. W sprawach, które nie są jakoś wyjątkowo ważne, daję im wybór – chcesz spodnie czy spódnicę, zieloną bluzę czy czerwoną? Chcecie iść do parku A czy B? Na co chcecie iść do teatru? Co chwilę pytam się o ich opinię. I myślę, że to działa. Sprawia, że czują się pewne siebie, wysłuchane i ich zdanie się liczy.
Partnerstwo
Od zawsze staram się dużo rozmawiać z dziećmi i wszystko im tłumaczę. To we Francji norma, na placach zabaw możecie zaobserwować jak mamy czy opiekunki z cierpliwością tłumaczą dzieciom, co będą robić, jak należy się zachowywać, etc. Wierzę w ten styl rozmowy z maluchem. Musimy zrobić to i tamto, z tego i owego powodu. Nie podchodzę do nich jak do nic nie rozumiejących istot. Odwrotnie, od najmłodszych lat staram się tłumaczyć, objaśniać i po prostu rozmawiać. Podobnie nie umniejszam możliwości dzieci. To nie jest tak, że czteroletnie dzieci są za małe na wyjście do muzeum, wycieczkę w góry czy długi spacer podczas zwiedzania miasta. To nasze nastawienie sprawia, czy są w stanie lub nie.
Nie rozczulam się nad dziećmi i nie trzęsę nad nimi
Upadłeś, wstaniesz. Uderzyłeś się – trzeba uważać. Uważam, że rozczulanie się nad różnymi pierdołami powoduje, że dziecko przyjmuje postawę ofiary, bo wie, że w ten sposób jest w stanie zwrócić uwagę rodziców. A ja nie zwracam uwagi na bezpodstawny płacz mojego dziecka. “Bo ona nie chce mi dać czegoś tam”. Załatwcie to sami. “Potknąłem się” – szybki buziak, uważaj na przyszłość i idziemy dalej. Przypuszczam także, że tu zadziałał syndrom bliźniaków. Przy dwójce nie ma czasu ani możliwości na roztrząsanie zaistniałej sytuacji. Raz, dwa i idziemy dalej. Bliskość, przytulanie i buziaki dzieci dostają ode mnie w ogromnych ilościach. Ale nie są to zachowania wymuszane płaczem. Po prostu taki mam styl bycia, że lubię być blisko swoich maluchów.
Staram się wyluzować
Z jednej strony staram się tak wychować dzieci, żeby wiedziały jak mają się zachować w różnych sytuacjach. Ponieważ dużo jeździmy, muszą umieć zachować się wśród ludzi – w samolocie, pociągu, restauracji, etc. A to oznacza wiele nakazów i zakazów. Ale z drugiej strony staram się wyluzować przy tzw. pierdołach i chyba mi się udaje, bo jednym z pierwszych wyrażeń, które zaczęły do mnie mówić po polsku było “nie szkodzi”.
Ruch, ruch i jeszcze raz ruch
Jestem pewna, że duża dawka ruchu od pierwszych miesięcy życia wpływa na charakter moich bliźniaków. Od zawsze spędzałam z dziećmi dużo czasu na zewnątrz. To też zasługa klimatu. Gdy sprowadziliśmy się do Prowansji, moją jedyną rozrywką przez pierwsze tygodnie były spacery. Zeszłam Aix wzdłuż i wszerz. Z czasem rozpoczęłam zajęcia, ale i tak codziennie chodziliśmy do parku lub na najbliższy plac zabaw. Zanim maluchy jeszcze zaczęły chodzić, byliśmy już stałymi bywalcami placów zabaw dla najmłodszych. Do tego jeszcze zajęcia Baby gym i tak już im zostało. Ruch i aktywność fizyczna podobno uwalnia endorfiny i powoduje dobry nastrój. I chyb tak jest. Więc cieszy mnie, gdy na urodziny proszą o deskorolkę, rolki czy piłkę do koszykówki. Przy okazji staram się nie ingerować w ich zabawy, jeśli nie są wyjątkowo niebezpieczne. A nasze weekendy to obowiązkowe wycieczki po okolicznych górach, miasteczkach i łąkach. Dodatkowo staramy się odłożyć jak najdalej w czasie korzystanie z urządzeń mobilnych. W tym poście pisałam o tym, że można podróżować bez tabletu.
Radosne dzieci
Nie wiem, czy to wszystko czy coś jeszcze wpłynęło na to, że moje dzieci są radosne, nie są płaczliwe, potrafią się zająć sobą i wymyślają sobie zabawy z niczego. Zły nastrój szybko im mija i nie robią problemu z błahostek. Chodzą w podskokach do przedszkola, na zajęcia sportowe i domagają się wyjścia do parku. Nie mam problemu, żeby przejechać z nimi sama 1000 km czy polecieć w trójkę na drugi koniec Europy. Bo wiem, że nawet jeśli będą miały zły moment, to będzie to trwało chwilę i że zaraz potem wszystko im się będzie podobać. Tak, pod tym względem jestem mamą spełnioną. Udało mi się wychować radosne dzieci. Od rana do wieczora towarzyszy mi ich śmiech, a na moje propozycje spędzania wolnego czasu reagują z entuzjazmem. Nie umniejszam roli taty 🙂 Jestem pewna, że jego poczucie humoru i dystans do siebie i do świata także miały ogromny wpływ na nasze dzieci. Teraz tylko pozostaje nam robić wszystko, żeby tak pozytywne usposobienia miały już zawsze.
2 comments
Potwierdzam, że to działa. 😉 Podpisuję się pod każdym Twoim zdaniem. 🙂 Takie intuicyjne bardziej wychowanie u nas też się sprawdza, bo dzieciaki nie dość, że są radosne, to jeszcze często mówią “ale ja mam super życie!”- czyli szczęśliwe też na pewno są. 🙂 Oczywiście też się kłócą czasem, czy miewają gorsze chwile, ale to jest moment, a potem znów buzia uśmiechnięta. Oby im to zostało jak najdłużej.
A tak przy okazji….Bardzo inspirujący blog! 🙂
Hej Aga, tylko mnie utwierdzasz w przekonaniu, że takie podejście się sprawdza. Częściowo natchnieniem do tego postu była podsłuchana w metrze rozmowa mamy z kilkuletnią córką, której zarzucała (tzn. mama zarzucała córce), że zawsze jest niezadowolona i wciąż narzeka. To będzie zadanie na kolejny etap dorastania, jak uniknąć wychowania małych “narzekaczy” 🙂
Dziękuję za miłe słowa o blogu 🙂