Bycie rodzicem to ciągła nauka, analizowanie zachowań, obserwowanie i w końcu podejmowanie decyzji. W moim przypadku wiele sposobów postępowania, trików czy przekonań co do tego, co jest słuszne i dobre dla dzieci, pojawiało się dopiero w tzw. praniu. Jednak kilku rzeczy byłam pewna od momentu, gdy dowiedziałam się, że będę mamą i chłopca i dziewczynki.
Od zawsze wiedziałam, że dzieci od początku będą traktowane tak samo. Żadnych różnic z uwagi na płeć. Oboje otrzymują ten sam przekaz – żeby w czymś być dobrym, trzeba być wytrwałym, ćwiczyć i nie poddawać się. Że mogą sobie dać radę z jakimkolwiek zadaniem, jeśli będą się mocno starać. Te same obowiązki, te same przyjemności.
Staramy się nigdy nie rozróżniać ani podkreślać, że coś jest dla dziewczynek czy dla chłopców. Nie jest łatwo, bo dzieci momentalnie przynoszą z przedszkola przekonania, że dziewczynki coś mogą lub czegoś nie mogą robić. I momentalnie otrzymują moja reprymendę. Jak mantrę powtarzam, że dziewczynki mogą równie szybko biegać, mogą grać w piłkę i robić tysiąc innych rzecz, jeśli tylko tego zapragną.
I wciąż zadziwia mnie, że w dwudziestym pierwszym wieku pielęgnuje się podziały na płeć. Że te podziały są tak głęboko zakorzenione. Że praktycznie zaczynają się już w kołysce. Że wciąż wciskamy małym dzieciom stereotypowe role. Że wychowanie w równości to żmudna praca.
Dlaczego nie lubię koloru różowego
Nie przesadzajmy, jak wszystko w życiu, z umiarem. Sama mam kilka różowych rzeczy w szafie, ale… ubieranie dziewczynek od stóp do głów na różowo to moim zdaniem pierwsza oznaka nierówności płci. No bo dlaczego chłopcy mają do dyspozycji wszystkie kolory tęczy, a dziewczynki tylko ten cholerny różowy i jeszcze jakiś fioletowych kuzynów. Na początku byłam bardziej radykalna i dosłownie sterroryzowałam całą rodzinę – totalny zakaz różu. Teraz dopuszczam różowe elementy tu i ówdzie. Jednak nie rozumiem dlaczego, dlaczego robimy to dziewczynkom. Od urodzenia wciskamy je w rolę słodkiej różowej panienki. Wiem, sama znam dziewczynki o mocnym charakterze i ubrane na różowo. Mimo to, uważam, że przypisywanie jednego koloru którejś z płci jest pierwszą oznaką nierówności. I mój sprzeciw przeciw przypisywaniu dziewczynkom ról i zachowań to niekupowanie różowych ubrań a tym bardziej akcesoriów. Jak płachta na byka działają na mnie różowe kaski, różowe rowery, różowe rolki…
Seksistowskie zabawki
Po pierwsze uważam, że im mniej zabawek mają dzieci, tym lepiej. My zakupy (i to dosłownie kilka raz w roku) ograniczamy do klocków, układanek i książek. Śmiem twierdzić, że większość zabawek sprzedawanych w sklepach, a zwłaszcza te z różowego regału nie są dzieciom do niczego potrzebne, a na pewno nie wpłyną na rozwój ich kreatywności. Do tego zabawki typowo dziewczęce to kolejne wciskanie w stereotypowe role – różowe zestawy kuchenne, głowy do makijażu, odkurzacze czy mopy! Byłam świadkiem rozmowy w sklepie, który ma mnóstwo zabawek kreatywnych, gdzie pani chciała kupić córce mop z wiaderkiem, ale akurat się skończyły!!!! Moje stanowcze nie!
Opiekunowie przez duże O
Kto powiedział, że małymi dziećmi mają opiekować się tylko kobiety? Jestem pewna, że silna więź z ojcem daje dziewczynkom moc na całe życie. W naszym najbliższym otoczeniu mamy zaangażowanych ojców, którzy podcierają tyłki, gotują, zostają z dziećmi sami na weekendy, pomagają w nauce, czytają książki i robią kucyki.
Ale ojcowie to nie wszystko. My akurat mieliśmy szczęście, ponieważ w żłobku dzieci miały przesympatycznego opiekuna, którego wspominają do dziś. Podobnie, tak się składa, że mamy znajomych nastoletnich chłopaków, którzy chętnie zostają z dziećmi, gdy mamy wyjście. To świetna lekcja dla maluchów – opieka nad dziećmi to nie jest tylko damska rzecz.
W ostatnie lato nie mogłam wyjść z podziwu w Sztokholmie. Na każdym kroku faceci z wózkami. Dosłownie szło to w setki. Ale żeby ojcowie mogli zostawać z dziećmi w domu, pensja kobiety musi być porównywalna z tą mężczyzny. Nie wiem, jak się temat ma w Polsce. Na Południu Europy to wciąż marzenie ściętej głowy.
Zajęcia dodatkowe dla dzieci i warsztaty
Wciąż przy wyborze zajęć panuje podział – tańce dla dziewczynek, piłka dla chłopców. W grupie tenisowej jest 5 chłopców i Ada. Na judo jest już lepiej, ale znam rodziny, gdzie ćwiczą chłopcy, ale młodsze siostry już nie. Nawet wolny czas rodzice spędzają inaczej z dziewczynkami. Byliśmy na warsztatach w CosmoCaixa – 3 dziewczynki i 7 chłopców. I jeszcze koszmarny przykład z półkolonii w Gdańsku. Są firmy – i rodzice, którzy korzystają z takiej oferty – które organizują osobne grupy dla dziewczynek. Bo te przecież nie mogą budować robotów. Nie, muszą poznać najpiękniejsze bajki Disney’a, a Designerki w Mieście urządzać między innymi pokaz mody czy zamieniać sale w gabinety kosmetyczne!!! No więc ja wolę, żeby dziewczynki budowały roboty, wieże i generalnie spędzały czas w grupie koedukacyjnej.
Moja pięcioletnia córka twierdzi, że będzie astronautką, bo chce polecieć na księżyc. Ale także weterynarzem od delfinów i ryb i niedźwiedzi polarnych. W tej sprawie wybiera się na biegun północny. Mówi także, że będzie uczyć w szkole, a także że będzie instruktorką narciarstwa. Jak widzicie, wachlarz zainteresowań jest ogromny. Ja tylko przyklaskuję. Bo od urodzenia praktycznie wciskam jej, że może robić w życiu wszystko, co sobie tylko wymarzy. Jest mi obojętne tak naprawdę, co będzie robić w przyszłości, byleby robiła to z pasją. Byleby była pewną siebie i swoich możliwości osobą, która będzie robić ze swoim z życiem to, na co będzie miała ochotę.
Wychowanie chłopców
A co z chłopcem? Bo nie zapomnijcie, że mam także syna, który marudzi, gdy po raz kolejny czytamy historie buntowniczek. I ma rację, bo to jest niesprawiedliwe z mojej strony. Tylko, że on jeszcze nie wie, że książki od historii wypełnione są po brzegi postaciami mężczyzn. Że kobiety przemykają po kartkach cichutko, tak że prawie ich nie widać. Jeszcze nie wie, że kobieta, zwłaszcza w niektórych krajach, musi starać się dwa razy bardziej, żeby dojść tam, gdzie dochodzą faceci. Że te buntowniczki mają być motywacją dla niego i jego siostry.
I tak, wobec niego także mam plany. Także chcę, żeby podążał za swoimi marzeniami, nawet gdyby to miały być marzenia mało męskie. Bo może zechce zostać w domu z dziećmi, a może będzie chciał pracować w przedszkolu. A gdyby zapragnął mieć gabinet kosmetyczny, będę stała obok i go dopingowała. Zanim dojdziemy jednak do tego etapu, będę go wychowywać na osobę szanującą innych. Szanującą każdą pracę. I na mężczyznę szanującego kobiety. Zaangażowanego w prace domowe. Dopuszczającego myśl, że kobiety mogą robić karierę lub nie, jeśli nie mają na to ochoty. Że mogą lecieć w kosmos lub do warzywniaka po marchewkę i że mają swoje pasje. A także, że mogą zdobywać puchar świata w piłce nożnej tak samo jak wygrywać konkurs na najlepszą tortillę de patatas. Zupełnie tak jak mężczyźni.
To właśnie chcę im przekazać, że jesteśmy równi. Że nie ma między nimi różnic. Że kobieta może osiągnąć tyle samo lub więcej niż mężczyzna i że to jest ok. I że każdy niech robi w życiu to, na co ma ochotę.