Otyłość u dzieci to fakt, wystarczy przejść się latem po plaży nad Bałtykiem czy ulicami jednego z tłumnie odwiedzanych nadmorskich miast. W przeciągu kilku minut mijamy kilkoro do kilkunastu dzieci, których waga stanowczo przekracza prawidłową. Jak zadbać o zdrowe odżywianie dzieci? To nie jest takie trudne. Wystarczy trzymać się kilku prostych reguł i oczywiście dbać o aktywność fizyczną.
Będę brutalna, powiem wprost – dużo, bardzo dużo otyłych dzieci widziałam w mijające lato na ulicach Polski i Hiszpanii. Znacznie mniej w Szwecji, a najmniej widuję tu we Francji. Dzieci otyłe, z brzuchami wylewającymi się ze spodenek, poruszające się z trudnością, objadające się badziewnymi przekąskami. Przerażające, zatrważające widoki – to jest prawdziwy dramat. Dramat tych kilkuletnich ludzi, za który w całości odpowiadają ich rodzice i dziadkowie i z którym całe życie będą musieli sobie jakoś radzić.
I proszę nie zrozumieć mnie źle, wiem, że nie wszystkie dzieci z natury to sama „skóra i kości”. O poprawnej wadze informuje nas pediatra, który dziecko waży, mierzy, śledzi rozwój i sprawdza w odpowiednich tabelkach, czy wszystko gra. Ja piszę o dzieciach przerażająco otyłych, których jest coraz więcej, co widać gołym okiem, gdy przejdziemy się latem po ulicach pełnych rodzin z dziećmi. A ponieważ ja część lata spędziłam w Gdańsku, naoglądałam się takich rodzin na wakacjach naprawdę dużo.
Skąd się bierze tyle otyłych dzieci
Doskonale wiem, gdzie leży problem z niezdrowym odżywianiem dzieci. W Polsce w kubusiach, żelkach, drożdżówkach, gofrach, chipsach i pizzy co drugi dzień. W Hiszpanii w barowym życiu, gdzie litrami leje się fanta i podawane są kilogramy chipsów. Do tego hiszpańscy rodzice są tak sfiksowani na tym, żeby dzieci jadły odpowiednią ilość mięsa i ryb, że na warzywa i owoce już nie ma miejsca.
I myślę sobie o tym, jak to przed przyjściem dziecka na świat wydajemy fortuny na wózki, wyprawki i mnóstwo niepotrzebnych gadżetów. Jak potem skaczemy nad tą bezbronną istotą, żeby nic jej nie dolegało, żeby się rozwijała, żeby otrzymywała odpowiednie bodźce. A gdy przychodzi czas, żeby naprawdę tym dzieckiem się zająć, odpuszczamy i nagle wszystko nam jedno, co i kiedy zje? I jak? Bo normą już jest, że małe dzieci jedzą zagapione w tablet. Ale to już inna historia, o której pisałam w poście o wychowaniu bez ekranów.
Zdrowe odżywanie małych dzieci
Od zawsze miałam kilka obsesji związanych z moimi dziećmi. Są to ograniczanie ekranów, aktywność fizyczna, w miarę zdrowe jedzenie i ochrona przed słońcem. Jeśli chodzi o jedzenie, to od momentu rozszerzenia diety trzymałam się kilku ścisłych reguł:
- bardzo regularne posiłki – wszystkie, łącznie z przekąskami, które podawałam tylko 2 razy dziennie, o tej samej porze i były to najczęściej owoce
- nic na siłę – nigdy nie zmuszałam dzieci do jedzenia ponad miarę. Wychodziłam z założenia, że jeśli dzieci mają energię (a zawsze miały jej niespożyte zapasy) to znaczy, że wystarcza im ta ilość, którą zjadły
- odkładałam w czasie podawanie „niezdrowych” przekąsek. A gdy już ich posmakowały, co jest nieuniknione, jeśli mamy starszych kuzynów, czy prowadzimy intensywne życie towarzyskie, ustaliliśmy bardzo ścisłe zasady, kiedy można jeść tego typu rzeczy.
O naszym wpływie na upodobania kulinarne dzieci
Jeszcze mała anegdota na temat tego, co dzieci jedzą i czego nie. Możemy się starać, ile chcemy, stawać na głowie, a i tak każde dziecko to odrębne upodobania. Jesteśmy tego najlepszym przykładem. Gdy rozszerzaliśmy dietę, starałam się przygotowywać posiłki w domu, zakupy robiłam w sklepie bio. Gotowałam i podawałam dzieciom dużo warzyw i ryb. Wyczytałam gdzieś, że gdy dziecko przez pierwsze lata życia pozna różne smaki, jego kubki smakowe będą rozwinięte i z chęcią będzie sięgać po zróżnicowane jedzenie. Co za bzdura! Bliźniaki karmiłam jedną łyżeczką z jednej miseczki. I co? No więc mam jedno dziecko, które stanowczo odmawia eksperymentów kulinarnych, je ograniczony zestaw dań. I drugie, które jest trochę bardziej otwarte na smaki świata, ale także bez przesady. I muszę przyznać, że moje dzieci nie jedzą takich ilości ryb i warzyw, jakie bym sobie życzyła. Ale ponieważ jedzą bardzo dużo owoców i mało rzeczy „niezdrowych”, nie maltretuję ich specjalnie tym tematem.
I jeszcze dygresja na temat owoców. Za zaleceniem hiszpańskiej pediatry, od początku dzieci jadły różne owoce, w tym brzoskwinie i pomarańcze. Bez problemu także truskawki. Czyli wszystko to, co w Polsce przyjmuje się, że uczula. W Hiszpanii wychodzi się z założenia, że dopóki nie ma żadnych problemów, spokojnie można podawać różne owoce już bardzo małym dzieciom.
Zdrowe odżywianie w rodzinie – kilka prostych zasad
Tak naprawdę staramy się przestrzegać kilku prostych zasad. Jedynym warunkiem sukcesu w zdrowym odżywianiu dzieci jest trzymanie się ich. I nie są specjalnie drastyczne, raczej wpisują się w tygodniową rutynę, która jak wiemy bardzo ułatwia życie, gdy na pokładzie mamy kilkuletnie dzieci:
- Jasne reguły, kiedy i co jemy. Stanowcza odmowa, gdy dziecko domaga się przekąski poza ustalonymi godzinami posiłków. Ja w takich momentach proponowałam owoce. I wciąż proponuję, gdy dzieci dopada głód przed czasem. Najczęściej zdarza się to, gdy obiad na stołówce nie do końca smakował 😉
- Małe dzieci piją tylko i wyłącznie wodę. WODĘ BEZ DODATKÓW. Tu zawsze przypomina mi się historia zasłyszana od koleżanki, która jest dentystką dziecięcą. Miała pacjenta ze straszną próchnicą, więc wypytywała się go o to, co pija. Twierdził, że tylko wodę. Nie mogła w to uwierzyć, więc wierciła temat, aż w końcu chłopak przyznał, że owszem, pije wodę, ale smakową…
- Małe dzieci nie pragną słodkich rzeczy, jeśli nie znają tego smaku. Odłóżmy jak najdalej w czasie częstowanie słodyczami, słodkimi napojami, etc.
- 5 posiłków dziennie i żadnego podjadania w międzyczasie – już od momentu rozszerzania diety
- Staramy się przestrzegać godzin posiłków – w ten sposób unikamy ataków głodu
- Nigdy nie wciskamy w małe dzieci jedzenia. Jeśli mają energię do zabawy, to znaczy, że porcja, którą zjadły, była wystarczająca
- Nie kupujemy małym dzieciom chrupków kukurydzianych, wafli ryżowych i innych takich wymysłów. Te produkty nie wnoszą nic do diety, za to uczą „chrupania” między posiłkami
- W przypadku starszych dzieci – chipsy, jajka niespodzianki, lody, napoje gazowane i soki dajemy tylko w weekendy. Najlepiej jeszcze rzadziej, na wielką okazję, np. wizytę znajomych.
- W tygodniu słodkie przekąski tylko na podwieczorek – raz dziennie, o określonej godzinie i w ograniczonych ilościach.
- Fast foody, pizza, etc. tylko w weekendy i to nie wszystkie (fast food tylko od „święta”). My zimą robimy sobie piątki z pizzą na przemian z sushi. Najczęściej to dzieci przygotowują pizzę. Raz na jakiś czas zamawiamy na wynos.
I tak naprawdę te zasady nie różnią się wiele o tych, których staramy się trzymać sami, dopingowani przez naszego dietetyka. W tygodniu jemy maksymalnie dużo warzyw, jeśli mięso to białe i ryby. Ograniczamy pieczywo do razowego i dosłownie kromkę dziennie. Na wszelkiego rodzaju ekscesy typu rogaliki na śniadanie, bagietka z serem, sushi, wino, etc. pozwalamy sobie tylko w weekendy.
Zdrowe odżywianie dzieci – jak to wygląda w praktyce
Przy wszystkich tych ograniczeniach dzieci i tak otrzymują niezłą dawkę cukru – w owocach, jogurtach, płatkach śniadaniowych… I nie jest to złe, uważam. Pod warunkiem, że dzieci są aktywne fizycznie i spędzają co najmniej godzinę dziennie na świeżym powietrzu lub na zajęciach sportowych. Do tego bardzo ważne są regularne godziny posiłków. Pod tym względem doceniam bardzo zwyczaje hiszpańskie i francuskie, gdzie posiłki zawsze je się o tej samej porze. W tym pomaga oczywiście system szkolny, który po pierwsze gwarantuje stołówki, a po drugie te same godziny zajęć w szkole podstawowej w całym kraju. Pisałam o tym tutaj. Regularne spożywanie posiłków bardzo ogranicza chęć na podjadanie czegokolwiek.
Moje dzieci jedzą słodycze, ale …
Nie jest to więc tak, że nasze dzieciaki nie jedzą frytek, nie piją napojów gazowanych czy nie jedzą czekolady. Jedzą i piją to wszystko, ale raz na jakiś czas, w ograniczonych ilościach. A do tego bardzo dużo się ruszają. Chodzą na treningi 3 razy w tygodniu. Biegają po ulicy z dziećmi sąsiadów (to wielkie szczęście, że mamy taką możliwość). W weekend najczęściej jeden dzień poświęcamy na rower lub wycieczki piesze, w czasie których spokojnie robimy 10 km. To prawda, że śniadania jedzą na słodko, a na podwieczorek dostają napój mleczny i jakieś herbatniki, ale jedzą także dużo owoców oraz pełnowartościowe posiłki dwa razy dziennie. A z drugiej strony prawie nie jedzą białego pieczywa. Nie jadamy typowych polskich potraw mącznych. I praktycznie nie kupujemy gotowego jedzenia.
Przy czym zaznaczam, nie lubię gotować i mam mało czasu. Na szczęście Abel relaksuje się w kuchni, więc w weekendy to on tam rządzi. A mnie na co dzień wyręcza robot kuchenny i sprzęt tego typu polecam wszystkim rodzicom, którzy chcą zdrowo żywić dzieci, ale nie lubią spędzać w kuchni zbyt wiele czasu. U nas sprawdza się także tygodniowe planowanie posiłków. W biblioteczce mam książki z przepisami na szybkie i zdrowe dania. Często przygotowujemy większe ilości jedzenia z wyprzedzeniem. Część porcji mrożę i to ratuje mnie w dni, gdy nie mam ani czasu ani głowy do wymyślania potraw.
Jak więc widać, zdrowe odżywanie dzieci nie musi być takie trudne. Wystarczy tylko kilka jasnych zasad, które wprowadzamy w życie już od pierwszych miesięcy bobasa. Na koniec jeszcze trochę statystyk: we Francji (za Journal des Femmes) nadwagę ma 17% dzieci w wieku 6-17 lat, a 4% jest otyłych. W Polsce (za Gazetą Wyborczą) wśród osób poniżej 20 roku życia nadwagę ma 20% dziewcząt i 31% chłopców! A 5% dziewcząt i 13% chłopców jest otyłych! Oraz ku przestrodze artykuł sprzed kilku lat, który mną wstrząsnął i wciąż o nim pamiętam: Ile cukru jedzą dzieci?