Wychowanie dzieci na emigracji – nauka polskiego bez spinki

Wychowanie

11 listopada to dobra data, żeby podzielić się doświadczeniami nauki polskiego na emigracji. Nasz pobyt w Prowansji ma same pozytywne strony. Bardzo sobie cenię możliwość wychowania dzieci na Południu Francji. Francuski system nauczania początkowego, zajęć sportowych dla małych dzieci, wakacji, itp to temat na osobny post.  Największa zaleta oczywiście to fakt, że przy praktycznie zerowym wysiłku z ich strony nasze bliźniaki mówią w miarę dobrze w trzech językach.

Ich językiem ojczystym jest hiszpański – to jest język, który najczęściej słyszą. Do Hiszpanii jeżdżą częściej niż do Polski, a ich amiguitos to w większości dzieci hiszpańskie. Francuskiego uczą się w szkole, wcześniej w żłobku, i na zajęciach sportowych. Bawią się na ulicy (jakie to szczęście, że mogą) z dziećmi z sąsiedztwa.

Ja natomiast od zawsze chciałam, żeby mówiły po polsku. Ale w tym moim pragnieniu nauczenia języka nie spinam się ani nie zamęczam dzieci nauką polskiego. Z pokorą przyjmuję, że w ciągu roku szkolnego jest regres. A potem, po kilku tygodniach spędzonych w Polsce wracają z bogatszym słownictwem i swobodą wypowiedzi. Stawiam więc na metodę małych kroczków. Wiem, że mam sporo czytelników również na emigracji w różnych krajach Europy, pomyślałam więc, że podzielę się moimi zasadami, które do tej pory przynoszą dobre wyniki.

Nauka polskiego  – zasada numer 1

Wiedziałam, że dzieci zaczną mówić później i że przez dłuższy czas będą mówić gorzej niż ich rówieśnicy. Nigdy się tym nie przejmowałam, ani nie porównywałam. Dzieciom należy dać czas na rozwój. Obserwować, stymulować, ale nie przesadzać w tej stymulacji. Nie porównywać, nie czytać wypowiedzi na forach…

Zasada numer 2

Każde z rodziców mówi i czyta w swoim języku. Zawsze i praktycznie bez wyjątku, zwłaszcza przez pierwsze lata. Teraz, gdy często przychodzą do naszych dzieci goście, chcąc nie chcąc zwracam się do nich w innych językach. Ale najczęściej powtarzam po prostu to samo zdanie w dwóch językach. Chcę, żeby w naszej relacji dominował język polski.

Zasada numer 3

Czytam od urodzenia. Od czasu, gdy dzieci skończyły mniej więcej 6 miesięcy czytaliśmy im do snu. W pewnym momencie stwierdziłam, że tak naprawdę nie ma znaczenia, czy jest to Brzechwa czy Twój Styl. Ważne jest, żeby słuchały melodii języka. Tym sposobem przerzuciłam się na moje książki i gazety. W końcu miałam czas na lekturę! Polecam 🙂

Zasada numer 4

Staram się, żeby dzieci spędzały kilka tygodni w roku w Polsce. Mamy dużo szczęścia, bo mogę zostawić je u dziadków. A to jest najlepszy kurs polskiego. Niesamowite jest to, jak płynnie mówią po powrocie. Z czasem znowu im się zapomina, ale wiem, że polski już mają we krwi. W przyszłym roku planuję zapisać je na półkolonie, żeby miały jeszcze większy kontakt z polskimi dziećmi.

Zasada numer 5

Nigdy nie zmuszam dzieci do mówienia po polsku. Gdy zaczynały mówić, zwracały się do mnie po hiszpańsku. Zawsze odpowiadałam po polsku. Starałam się także powtórzyć po polsku to, co mówiły. –Quiero agua. -Chcesz wody? Proszę, tu masz kubek. I tak bez przerwy. Jednak nie wymagam, żeby mówiły do mnie po polsku. Nie udaję, że nie rozumiem, co chcą powiedzieć.

Zasada  numer 6

Nie uczę dzieci polskiej gramatyki, nie maltretuję deklinacją. Staram się poprawiać w naturalny sposób. Powtarzam wypowiedziane zdanie w poprawny sposób. Dużo czytamy. A ostatnio ćwiczymy polską fonetykę z książeczkami z serii Logopedia. Traktuję to jako formę wspólnie spędzanego czasu, zabawy. Opowiadam dzieciakom, że język polski jest niesamowity i wyjątkowy. Ile ma dźwięków, których nie ma w innych językach. I że jest bardzo trudny, więc jeśli nauczą się polskiego, nic im już nie sprawi trudności 😉

Zasada numer 7

Mamy szczęście także do polskich przyjaciół tu na miejscu. Nasze dzieci chodzą do tej samej szkoły i na zajęcia pozaszkolne. Spędzamy razem także wolny czas. To bardzo ważne, bo mogą bawić się po polsku. A to właśnie w czasie zabawy rozwijają słownictwo i swobodę wypowiedzi.

I to by było wszystko. Nie mamy czasu na wiele więcej. Słuchamy muzyki po polsku, tej mojej. Dziecięca jakoś do mnie nie trafia. Oglądamy Reksia, Bolka i Lolka i niektóre współczesne bajki w wersji polskiej. Przypuszczam, że gdybym była bardziej wymagająca i prowadziła prawdziwą naukę, dzieci mówiłyby płynniej i bardziej poprawnie. Ale ja naprawdę nie mam ciśnienia, żeby w wieku 5 lat recytowały mi Pana Tadeusza. Zależy mi na tym, żeby pokochały język polski, żeby Polska kojarzyła im się z fantastycznie spędzonym czasem. Żeby miały wspomnienia z prawdziwych polskich wakacji nad jeziorem. Żeby wracały do Polski z przyjemnością. Na razie budzą podziw kolegów z klasy, gdy odpowiadają mi po polsku i uczą inne dzieci w szkole pojedynczych polskich słów…

Szkoła polska

Przez rok woziłam dzieci na zajęcia do polskiego przedszkola (60 km w jedną stronę). Jednak jakoś nie zapałały miłością do tego miejsca. Pomimo przesympatycznych pań przedszkolanek. Może dlatego, że dzieci w przedszkolu nie rozmawiały między sobą po polsku tylko po francusku. Dałam im wybór – szkoła polska lub zajęcia sportowe. Wybrały to drugie. Ja też wolę, żeby spędzały czas aktywnie. Poza tym, mnie osobiście przeszkadza katolicki charakter szkoły i msze święte w godzinach zajęć. W końcu w szkole polskiej mają się uczyć polskiego, a msze powinny być dla chętnych przed lub po zajęciach.

Książki o dwujęzyczności

Moją absolutną biblią, którą podarowała mi koleżanka, jest książka Barbary Pearson Zurer Jak wychować dziecko dwujęzyczne. Poradnik dla rodziców (i nie tylko). Mnóstwo ciekawych przykładów sukcesów i porażek rodzin dwu i wielojęzycznych. Najważniejszy przekaz – dzieci muszą mieć silną więź z krajem, którego język nie jest dominujący w rodzinie. Bardzo ważne są silne relacje z rodziną, zwłaszcza z innymi dziećmi. I oczywiście w miarę częste wizyty w kraju. I entuzjazm rodzica, który powinien zarażać miłością do języka. To właśnie staram się robić.

Autor: Kasia

Nie lubię siedzieć w domu. Zawsze mam jakiś plan - na bliższą wycieczkę lub dalszą podróż, w którą prawie zawsze zabieram moje bliźniaki. Podwójna emigrantka - od kilku lat mieszkam w Prowansji, wcześniej 6 lat w Barcelonie. Na blogu dzielę się sprawdzonymi miejscami, pomysłami na podróże, często poza głównymi szlakami turystycznymi. Moja dewiza - aktywne życie z dziećmi jest możliwe!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Exit mobile version
%%footer%%